Witajcie, Kochani.
Nooo, cuda jednak się zdarzają! Ja, nie cierpiąca piec, no i nie piekąca, w lany poniedziałek upiekłam ciasto! Dacie wiarę??? Bo ja jeszcze sama w to nie wierzę. A jeszcze bardziej nie wierzę w to, że nawet było ono nie tylko jadalne, ale i zjadliwe, a może nawet i smaczne, skoro jak się do niego dorwałam, to aż się przejadłam. :-)
No dobra, sama dla siebie bym go nie upiekła, gdyż jestem typowym leniwcem kulinarnym.
W dodatku antytalentem do pieczenia (z gotowaniem trochę lepiej). Ale upieczenie czegoś dla ukochanego… To już co innego. Podobno przez żołądek do serca… Nie wiem, czy to prawda, ale nie zaszkodzi spróbować. :-)
No więc upiekłam, sernik! Bez sera! I bez cukru! Cukru nie jadam od kilkunastu lat. Nabiału też mniej więcej od takiego czasu. Trzeba było zatem kombinować. Wujek Google zawsze pomoże. :-) Zmodyfikowałam jeszcze bardziej znaleziony przepis (gdyż był on z jogurtami z mleka krowiego, czyli w moim przypadku taka opcja odpada), no i udało się! Upiekłam i nieskromnie powiem, że sernik był pyszny, tylko musiał odstać dobrych kilka godzin w lodówce. W smaku i konsystencji przypominał trochę waniliowe ptasie mleczko, gdyż ciasto było delikatne i puszyste.
Jako że gotowanie i pieczenie też uważam za kreatywne działania, to Wam zaraz szybciutko napiszę, jak ten mój sernik zrobiłam. Może ktoś z Was też spróbuje?
Czego potrzebujemy:
Na ciasto:
- 4 jajka (a konkretnie białka)
- 5 małych jogurtów naturalnych (w przepisie było ich 8, stąd na zdjęciu również jest 8, ale użyłam 5 i nie żałuję; u mnie były to jogurty wegańskie kokosowe)
- 1 budyń waniliowy
- ok. 120 g ksylitolu (ja użyłam ¾ szklanki, ale ciasto wyszło bardzo słodkie)
- 1 łyżka skrobi ziemniaczanej (ja ostatecznie jej nie użyłam, i to był błąd, bo ciasto było na początku za mało zbite, pomogło odstanie w lodówce przez co najmniej kilka godzin, ale następnym razem użyję oprócz budyniu również mąki ziemniaczanej)
- szczypta soli
- wanilia (opcjonalnie)
- sok i skórka z połówki cytryny (opcjonalnie)
- płatki migdałów (opcjonalnie)
Na polewę:
- 5 łyżek oleju kokosowego
- 2-3 łyżki kakao
- 6 łyżek gęstego, pełnotłustego mleka kokosowego (np. firmy Terrasana)
- 2 łyżki ksylitolu (spróbować w trakcie podgrzewania, jeśli za mało słodkie będzie od gorzkiego kakao to dosłodzić jeszcze)
Przygotowanie ciasta:
Ubijamy mikserem białka na sztywną pianę. Dodajemy ksylitol, szczyptę soli, budyń (ewentualnie wraz z sokiem i startą skórką cytryny) i miksujemy składniki aż do osiągnięcia jednolitej konsystencji. Dodajemy jogurty, mieszamy delikatnie łyżką i chwilę miksujemy na małych obrotach do uzyskania jednolitej, gładkiej masy. Ciasto wlewamy do posmarowanej olejem kokosowym blaszki/foremki. Pieczemy w piekarniku/piecyku w 180 stopniach przez jedną godzinę, sprawdzamy, czy ciasto się ładnie upiekło i pozostawiamy do ostygnięcia (a jeśli nie, to podłączyć piekarnik/piecyk jeszcze na pół godziny; ja piekłam w starym piecyku, więc musiałam piec dłużej, czyli przez 90 minut, ale godzina powinna wystarczyć). Kiedy ciasto wystygnie, dobrze jest umieścić je na kilka godzin w lodówce, wtedy jego konsystencja będzie bardziej zwarta.
Przygotowanie polewy:
Rozpuszczamy w rondelku olej kokosowy wraz mlekiem kokosowym, kakao i ksylitolem, podgrzewając składniki i mieszając, do momentu uzyskania jednolitej, dość gęstej, kremowej masy. Kiedy przestygnie, smarujemy nią wierzch ciasta.
Można udekorować dodatkowo podprażonymi płatkami migdałów.
Bardzo proste w przygotowaniu (nawet dla mnie) i bardzo smaczne ciasto dla tych, którzy nie używają cukru, a lubią zjeść czasem coś słodkiego. Polecam!
A tak się prezentuje jeden z kawałków, które „wcięłam”. :-) Ukochany też chwalił, nie wiem, czy mówił prawdę, ale zjadł i przeżył. :-)
Pozdrawiam Was serdecznie, miłego weekendu!