Dziś, Kochani, 12 maja, a więc Międzynarodowy Dzień Chorych na Wieloczynnikową Nadwrażliwość Chemiczną. Chciałabym napisać kilka słów w związku z tym, właściwie taki mały apel do osób zdrowych... Prośba o zrozumienie osób z MCS, ponieważ wiem z własnego doświadczenia, że takie osoby często muszą zmagać się nie tylko z samą chorobą, ale też z tym, w jaki sposób traktują je ludzie zdrowi. Spotykają się z niedowierzaniem, podśmiewywaniem się, wyzywaniem od dziwaków i nienormalnych, z wmawianiem im, że mają coś nie tak z głową, że to nie jest normalne, że to niemożliwe, że nie ma takiej choroby, że to trzeba leczyć u psychiatry czy psychologa. A niestety to nie pomoże, może jedynie zaszkodzić, gdyż w takich gabinetach czuć perfumy i kosmetyki innych pacjentów oraz samego terapeuty, przez co stan zdrowia chorego pogarsza się jeszcze bardziej.
Chorzy, owszem, borykają się również z problemami natury emocjonalnej, stanami depresyjnymi, ale to nie są przyczyny tej choroby tylko jej skutki. Skutki długiej izolacji, życia w samotności, odcięcia od możliwości, które mają praktycznie wszyscy wokół, nawet ciężko chorzy ludzie, a których my, cierpiący na MCS niestety nie mamy - przebywania wśród innych ludzi, zobaczenia czegoś poza swoim własnym domem. Oraz skutki niezrozumienia, ignorowania i wyśmiewania przez osoby zdrowe, w tym niestety czasem przez bliskich.
Jeśli więc cieszycie się w miarę dobrym zdrowiem to okażcie proszę zrozumienie, empatię osobom chorym - nie tylko na MCS, ale generalnie na wszelkie choroby przewlekłe. One bardzo tego potrzebują. Osoby zmagające się z chorobą latami nie mają lekko, jest to bardzo wyczerpujące nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, frustrujące, dołujące. Nie będę się rozpisywać o tym, co przeżywałam ja przez pierwsze lata z MCS, nie chcę wdawać się w szczegóły, ponieważ nie są to miłe wspomnienia, chciałabym też zachować w tym wszystkim odrobinę prywatności. I tak sama się szczerze mówiąc dziwię, że się w końcu po latach odsłoniłam przed najbliższym otoczeniem. Przez długi czas starałam się ukryć swoje schorzenie jak tylko się da, bojąc się wyśmiania, niedowierzania, itd.
Osoba z MCS znajduje się w dość trudnej sytuacji nie tylko z powodu braku możliwości podjęcia adekwatnej lub często w ogóle jakiejkolwiek pracy, niemożności pójścia do tak zwyczajnych miejsc jak sklep, przychodnia, apteka, szpital, knajpa, kino itd. czy pojechania jakimikolwiek środkami komunikacji miejskiej, ale przede wszystkim z powodu przymusowego odgraniczenia się od innych ludzi, skazania na samotność, braku bliskości fizycznej, patrzenia z daleka jak inni żyją normalnie. Jeśli taka osoba ma duże szczęście, jak na przykład ja, to może żyć w miarę swobodnie na wsi (tzn. przebywać na dworze). Albo w lesie czy na morzu jak to też robią inni cierpiący na MCS. Jeżeli natomiast tego szczęścia nie ma i mieszka w mieście to jest skazana na zamknięcie w domu, dzień w dzień.
Strasznie łatwo jest przy tym wszystkim stracić radość życia. Osoby, które nagle zachorowały na MCS opisują często, że równie nagle skończyło się ich życie, że je straciły, że nie są już sobą. Ja też tak się czułam, przez kilka ładnych lat. A potem zaczęłam konstruować swoje życie na nowo od podstaw, mimo wielu ograniczeń. Żeby nie zwariować. Żeby nie wpaść w depresję. Żeby nie czuć, że jestem już nikim. I żeby czuć, że jeszcze mogę coś robić, mimo iż z daleka od innych ludzi.
Podsumowując - miejmy zrozumienie dla tych, którzy muszą zmagać się z MCS oraz innymi przewlekłymi schorzeniami. I nie oceniajmy ich pochopnie, bo często nawet sobie nie wyobrażamy jak wygląda ich codzienne życie, funkcjonowanie i z czym muszą walczyć każdego dnia.
I pamiętajmy - więcej nie zawsze znaczy lepiej (mam tu na myśli kosmetyki i środki czystości). Im mniej tej chemii, tym lepiej dla Was - i o niebo lepiej dla nas, osób z MCS.
Bądźcie zdrowi!
A.
Obrazek pochodzi ze strony: