Witajcie Kochani.
Dziś jeszcze jeden post z cyklu psychologiczno-egzystencjalnych rozkminek. :)
Tak się zastanawiałam jaki wpływ miała na mnie moja choroba, co mi zabrała, co dała... I zrobiłam taki mały bilans.
Oto moje wyniki:
Minusy:
- odcięła mnie od normalnego świata i życia, spowodowała izolację i wycofanie się z życia społecznego,
- utrudnia mi zwyczajne codzienne funkcjonowanie (nie mogę pójść do sklepu, przychodni, jakiegokolwiek budynku, gdzie są inni ludzie, przebywać w wieeeelu miejscach; nie mogę podróżować, nie mogę używać zwyczajnych środków czystości, kosmetyków, jeść tego, co inni, nosić wielu ubrań i wiele innych rzeczy)
- bardzo utrudnia mi korzystanie z pomocy medycznej,
- spowodowała, że moim celem nr jeden w życiu stało się unikanie - unikanie tego, co i kto mi szkodzi, a jest tego niestety naprawdę dużo; czuję się jakbym przed wszystkim musiała uciekać, wszystko omijać,
- uniemożliwia mi podjęcie normalnej pracy,
- zrujnowała moją samoocenę,
- doprowadziła do tego, że czuję się bardzo samotna; nie mogę spotykać się normalnie z ludźmi, być w kontakcie bezpośrednim z moimi przyjaciółmi, znajomymi,
- w dużym stopniu jestem zdana na moją rodzinę, uzależniona od niej i czasem boję się, co będzie ze mną, gdy zostanę sama; to mi spędza sen z oczu,
- spowodowała u mnie różnego rodzaju lęki, obawy, których wcześniej nie doświadczałam; generalnie bardzo źle wpłynęła na mój stan psychiczny,
- uniemożliwia mi uczestnictwo w życiu rodzinnym, spotykanie się z członkami rodziny, wspólne celebrowanie różnych uroczystości i świąt,
- uniemożliwia mi bezpośrednie uczestnictwo we Mszy Świętej, chodzenie do kościoła,
- pozbawiła mnie niektórych pasji, przede wszystkim możliwości podróżowania, zwiedzania różnych miejsc, ale też np. w zakresie sztuki, tworzenia prac plastycznych (no bo przecież różne farby, kleje itd.),
- uniemożliwia mi przemieszczanie się środkami transportu,
- odcięła mnie w znacznym stopniu od różnych możliwości rozwoju kulturalnego (kino, teatr, wystawy, muzea itd.),
- uniemożliwia mi założenie rodziny, bycie z kimś. Tak, odkąd choruję jestem singielką.
Plusy:
- wielu rzeczy mnie nauczyła:
1. wierzyć i ufać sobie.
2. nie załamywać się.
3. bycia cierpliwą.
4. żyć dniem dzisiejszym i cieszyć się chwilą obecną.
5. doceniać malutkie szczęścia.
6. pokory.
7. dbania o siebie i swoje potrzeby.
8. że mimo słabości jestem też silna.
9. bycia prawdziwą i bardziej otwartą.
10. prosić o pomoc.
11. odpuszczania.
- dzięki niej odkryłam nowe zainteresowania i pasje,
- poznałam wspaniałych ludzi - i zdrowych, i chorych,
- pokazała mi, że mogę podnieść się, wstać, nawet gdy bardzo się potłukę.
Jest dużo minusów, i to bardzo wyraźnych, znaczących. Ale jest też trochę plusów, co mimo wszystko jest pocieszające. Jednak skłamałabym, jeśli bym powiedziała, że jestem wdzięczna losowi za to, że zesłał na mnie tę chorobę, bo wiele rzeczy sobie uświadomiłam itd. Nie, nie jestem wdzięczna. Chciałabym być zdrowa i oddałabym wszystko, by tak było. Albo chociaż, by można było cofnąć czas i wtedy może jakoś temu zapobiec. No ale jest jak jest, czasu nie cofnę, nie mogę też sprawić cudu ani czekać na cud, bo może mi upłynąć na tym całe życie. Dlatego postanowiłam po prostu żyć, na tyle aktywnie, na ile to jest możliwe.
Miłego weekendu!!!
A.
Obrazek pochodzi ze strony: https://www.soczewki365.pl/blog/soczewki-miesieczne-plusy-i-minusy-n21