Dziś chciałabym Wam trochę poopowiadać, Kochani, na zupełnie inny temat niż dotychczas. A mianowicie o bohaterach, idolach i autorytetach w moim życiu. Do pisania akurat o nich zainspirował mnie artykuł z czasopisma Focus, który przewinął mi się nie tak dawno temu przed oczami na Facebooku. I pomyślałam - to ciekawy temat, również do popisania na blogu!
Jak to jest u Was - czy macie w swoim życiu jakieś autorytety, jakichś idoli albo bohaterów? Myślę, że na pewno. W dzieciństwie były to może jakieś postacie z bajek. Jeśli chodzi o mnie to sięgając pamięcią do okresu dziecięctwa przypomina mi się Kapitan Tsubasa z japońskiej bajki "Kapitan Jastrząb", młody, zdolny piłkarz. Uwielbiałam tę bajkę i samego Tsubasę, grałam sama ze sobą w piłkę, udając oczywiście, że nim jestem, przeprowadzałam ze sobą wywiady, będąc jednocześnie Tsubasą i dziennikarzem... :) Podziwiałam to, że gra w piłkę z taką pasją, że jest ona jego przyjacielem, że jest w stanie wiele poświęcić i ciężko pracować, by spełnić swoje marzenia bycia dobrym piłkarzem.
Innym bohaterem, a właściwie bohaterką, którą uwielbiałam jako dziewczynka, była Czarodziejka z Księżyca. Również z japońskiej bajki - byłam bowiem wielką fanką mangi. Sentyment do Czarodziejki z Księżyca, czyli Bunny Tsukino pozostał mi do dziś, więc już w wieku dorosłym obejrzałam wszystkie odcinki bajki najpierw po niemiecku, potem po hiszpańsku. U Bunny podziwiałam to, jak dawała sobie radę z problemami, jak świetnie odnajdywała się w bardzo trudnych sytuacjach, będąc jednocześnie zwyczajną, beztroską, roztrzepaną, wesołą dziewczyną.
Kiedy poszłam do szkoły podstawowej, w moim życiu pojawiły się autorytety z krwi i kości, żyjące w prawdziwym świecie, z którymi miałam realny kontakt. Najczęściej byli to nauczyciele, a właściwie nauczycielki. Mała ciekawostka - moimi autorytetami były i są prawie wyłącznie kobiety (oprócz Jana Pawła II, to jeden wyjątek). I nawet wiem, z czym to może być związane. Wychowałam się bez ojca, nigdy nie poznałam go osobiście, więc zapewne naturalną koleją rzeczy gdzieś w podświadomości mężczyzn nie traktowałam jako materiał dobry na wzorzec do naśladowania tylko raczej jako gatunek, który trzeba mieć na oku i na który trzeba uważać. ;) (wybaczcie, panowie)
Wróćmy jednak do samych autorytetów. Praktycznie w każdej szkole czy na uczelni upatrywałam sobie taką osobę bądź osoby - czy to w podstawówce, szkole muzycznej, liceum czy też na studiach. Były to osoby bardzo inteligentne, odznaczające się mądrością i to nie tylko w dziedzinie, którą się zajmowały, ale mądrością życiową, kochające to, co robią, będące w tym naprawdę dobre, jednocześnie bardzo empatyczne, emanujące dobrą energią. Nie będę oczywiście sypać konkretnymi nazwiskami, bo nie chcę nikogo stawiać w niezręcznej sytuacji, mogłoby to się okazać niezręczne dla tych osób, mam nadzieję, że to zrozumiecie.
Co dawało mi posiadanie takich autorytetów wokół mnie? Przede wszystkim motywowało mnie i dodawało mi sił, odwagi, otuchy. Być może niektórzy z Was wiedzą, a może i nie, ale jestem osobą generalnie wrażliwą i bardzo emocjonalnie podchodzę do tego, co się dzieje ze mną i wokół mnie, przeżywam, stresuję się, martwię, generalnie dysponuję bardzo szerokim wachlarzem różnych uczuć w różnych sytuacjach. Posiadanie wzorców, kogoś, kogo podziwiam, cenię, szanuję, kto mnie inspiruje dawało mi i nadal daje bardzo dużo sił w przezwyciężaniu trudnych dla mnie sytuacji, które mają miejsce w moim życiu, popycha mnie w kierunku rozwoju i bycia lepszą.
Myślę, że warto w tym miejscu zahaczyć o temat różnicy między idolem a autorytetem. Na pierwszy rzut oka słowa te mają bardzo podobne znaczenie. Istnieją między nimi jednak dość istotne różnice. Idol to ulubieniec tłumów, najczęściej osoba bardzo znana, popularna, tzw. celebryta, ktoś, kogo podziwiamy za określone osiągnięcia, np. muzyczne, sportowe, aktorskie, często też łączy się z powierzchownością, na przykład wyglądem zewnętrznym. Nie musi być on wzorcem w każdej dziedzinie życia, ale też może stać się on autorytetem i wzorem do naśladowania. Nie zawsze jest to przy tym tak naprawdę wzorzec godny, by go naśladować, biorąc pod uwagę jego zachowania i postępowanie w życiu.
Autorytet to natomiast właśnie wzór do naśladowania, ktoś, kogo bardzo cenimy, cieszący się szacunkiem, uznaniem, może to być rodzic, przyjaciel, znany naukowiec, nauczyciel czy jakiś artysta. Taka osoba nas inspiruje, motywuje, naśladując ją możemy stać się w jakiś sposób lepsi, mobilizuje nas do działania, pokazuje ważne wartości w życiu.
O autorytetach wokół mnie, stających fizycznie na mojej drodze życiowej, jak wspomniałam wcześniej, nie mogę Wam niestety opowiedzieć, ale o tych bardziej, powiedzmy, ogólnie znanych już tak. Mam na myśli konkretnie jedną osobę i o niej Wam opowiem. Była i jest nią niezmiennie Brittany Murphy - aktorka, utalentowana również tanecznie i wokalnie. Jest ona zarówno moją idolką, jak i autorytetem. Niestety, zmarła 11 lat temu w wieku 32 lat, co było dla mnie niemałym szokiem. Notabene, historia jej śmierci jest dość skomplikowana i tajemnicza, kto wie, być może poświęcę na ten temat kiedyś w przyszłości osobny post, jej śmierć należy do najbardziej tajemniczych i dziwnych przypadków w środowisku gwiazd Hollywood.
Pogadajmy jednak raczej teraz o tym, dlaczego to ją upatrzyłam sobie na idolkę i autorytet. Po pierwsze dlatego, że była osobą niezwykle utalentowaną, uzdolnioną, a takich ludzi bardzo podziwiam. Imponuje mi, gdy ktoś posiada jakieś umiejętności opanowane na wysokim poziomie. Każdą rolę czyniła wyjątkową, nawet epizodyczną, grała bardzo autentycznie, z wielką miłością i pasją, czasem aż trudno było odróżnić fikcję od rzeczywistości. Generalnie zawsze podziwiam osoby, które mają jakąś pasję i rozwijają ją, wciąż doskonalą, naprawdę nią żyją - żyją tym, co robią. To się widzi i czuje.
Z drugiej strony była osobą niezwykle pracowitą, zdeterminowaną, dawała z siebie wszystko na scenie i poza nią, wiedziała czego chce i to już od dzieciństwa, do tego stopnia, że była w stanie przekonać swoją matkę do przeprowadzki w miejsce, gdzie miała szansę zostać zauważona i zacząć grać w filmach, gdyż chciała zostać wybitną aktorką. Była przy tym na tyle przekonująca, że jej mama zaufała jej, rzuciła dla niej wszystko (Brittany wychowywała się bez ojca), by spełnić jej marzenia. Brittany zajmowała się oprócz aktorstwa również tańcem i śpiewem. Na wszystko sobie zapracowała, a ja bardzo doceniam osoby, które osiągnęły coś ciężką pracą, a nie jedynie przez tzw. znajomości czy cwaniactwo.
I kolejny powód, dla którego cenię sobie Brittany - mimo, iż była sławna, odznaczała się skromnością, otwartością w stosunku do zwykłych zjadaczy chleba, uwielbiała kontakty ze swoimi fanami, poświęcała im tyle czasu, ile to było możliwe, bez tzw. gwiazdorzenia. Wydawała się osobą bardzo pogodną, posiadającą dużo dobrej energii, którą chciała się podzielić z innymi. Przez ładnych kilka lat śledziłam uważnie wywiady z nią, artykuły z jej wypowiedziami. Była moim zdaniem osobą, która zdecydowanie mogła być godna podziwu i naśladowania - zarówno w dziedzinie aktorstwa, muzyki, tańca jak i obchodzenia się z innymi ludźmi, miłości do świata i życia.
Filmy z nią znam niemal na pamięć. Kiedy przeżywam jakieś momenty kryzysowe to włączam sobie któryś z nich i jakoś tak trochę lepiej mi się robi na sercu. Pomimo upływu tylu już lat, Brittany ma wierne i dość duże grono fanów, tak naprawdę o wiele bardziej doceniana jest teraz niż za życia. Na Instagramie i Twitterze w dalszym ciągu prowadzone są jej fanpage. Jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć sobie jakiś film z Murphy - tu link do najpopularniejszych filmów, w których zagrała:
https://www.rankuzz.com/pl/kino-i-telewizja/najlepsze-filmy-brittany-murphy-386994.html
Życie miała Brittany dość skomplikowane, posiadające również tę ciemną, mroczną stronę, o której teraz nie będę pisać, bo to naprawdę obszerny temat. Generalnie jej biografia jest bardzo ciekawa, a przyczyny śmierci owiane tajemnicą i niestety też pełne kłamstw oraz plotek ze strony otoczenia (głównie za jej życia), które, jak wykazały wyniki jej autopsji, okazały się oczywiście nieprawdą. Ale tak to już jest w świecie celebrytów, w środowisku Hollywood - ludzie bywają okrutni, zazdrośni i jednego dnia Cię podziwiają, a następnego mogą chcieć Cię zrównać z ziemią. Wyniki autopsji wyraźnie wskazały jako przyczyny: rozległe zapalenie płuc i sepsa wywołane przez gronkowca, ostra anemia oraz intoksykacja lekami, które zażywała.
Mimo wszystko ludzie nadal snują spekulacje. Ideałem nie była, ale idolką i autorytetem, napędzającym mnie do rozwoju, przede wszystkim artystycznego, pozostanie dla mnie, tak sobie myślę, zawsze.
Na koniec jeden z moich ulubionych cytatów Brittany:
"The thing that I'm learning right now is self-preservation - over the past year I've discovered if you keep on giving and giving, you end up losing yourself. I think that learning to give and receive is the trick. Perfect happiness is also a feeling, and the most amazing thing is that we were all born with the gift to make it happen in a heartbeat. Putting on certain music, reading something can make us feel a certain way; affirmations, letting ourselves breathe, enjoying our loved ones, and enjoying being in our own skin. I think the key to happiness is allowing ourselves to not feel bad or guilty for feeling it, and letting it be contagious. And to not be dependent on other people to create your own happiness."
I to by było na tyle, jeśli chodzi o dziś. Macie jakichś swoich idoli, autorytety? Bardzo chętnie poczytam o tym w Waszych komentarzach!
Zdjęcia pochodzą ze stron:
https://k-mag.pl/article/prosimy-zrobic-przejscie-wraca-kultowa-czarodziejka-z-ksiezyca
https://naekranie.pl/aktualnosci/kapitan-tsubasa-powraca-zobacz-zwiastun-nowego-serialu-anime-2700488
https://twitter.com/bmurphymissu
https://www.imdb.com/title/tt0694843/
https://pl.dreamstime.com/zdj%C4%99cie-royalty-free-brittany-murphy-image24305345