Witajcie Kochani.
Dziś, pomyślałam sobie, że opowiem Wam więcej o MCS, czyli wieloczynnikowej nadwrażliwości chemicznej, na którą cierpię od kilku ładnych lat. A konkretnie o jej początkach, jak to się u mnie tak naprawdę zaczęło.
Pozornie były to niewinne początki i miały one miejsce dość wcześnie, gdyż już w wieku 9 lat. Tyle, że zupełnie wiązałam ich wtedy z nadwrażliwością na chemię. Było to tuż przed I Komunią Świętą, kiedy przeprowadziłam się wraz z mamą i babcią do nowego domu. Dziadek niestety nie zdążył się już tam wprowadzić, gdyż zmarł rok wcześniej.
Nowy dom, a tym samym pomalowane świeżo ściany, lakierowane drewniane podłogi i sufity, nowe meble... To chyba świetnie, można by pomyśleć, ze starej małej chatki, w której nie było nawet łazienki, gdzie latem przerażały mnie wielkie latające mrówki gnieżdżące się za łóżkiem w końcu zamieszkałam w naprawdę przyzwoitym, ładnym domu. Ale tak sobie teraz myślę, że wolałabym tę chatkę z mrówkami, starym piecem zamiast centralnego ogrzewania, i bez łazienki, w której czułam się całkiem nieźle niż ten nowy dom przepełniony chemią...
Wracając jednak do tematu nowego domu to w czasie jego budowy, jako dziewczynka zupełnie niedziewczęca, która nie znosiła sukienek, za to uwielbiała klocki, samochody, wszelkie chłopięce zabawy i lubiła przypatrywać się tzw. męskim pracom, lubiłam także i przyglądać się postępom w budowie domu. Już wtedy, będąc w środku dziwnie się czułam, tzn. zaczynała boleć mnie głowa, serce biło jak oszalałe i odczuwałam nieuzasadnione poddenerwowanie, rozdrażnienie. Oczywiście nikomu o tym nie wspominałam, bo nie wiedziałam, z czym to powiązać, a już na pewno nie przyszłoby mi do głowy wiązać tego z nowym domem.
Po wprowadzeniu się tam było niestety tylko gorzej. Oprócz tych dziwnych bólów głowy, problemów z sercem i rozdrażnienia zaczęłam cierpieć na chroniczną bezsenność. Dzień w dzień zasypiałam właściwie nad ranem. Towarzyszyło mi również dziwne uczucie otumanienia oraz problemy z oddychaniem, tak jakby ktoś mi odcinał dopływ powietrza. Generalnie czułam się bardzo dziwnie, nic nie było jak przedtem. Nasilenie tego stanu trwało kilka dobrych miesięcy, dopóki nie wywietrzały trochę pomalowane ściany, lakierowane podłogi i sufity oraz nowe meble. Później moje problemy złagodniały na tyle, że się do nich przyzwyczaiłam. Będąc dzieckiem nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, że to może mieć związek z narażeniem na kontakt z chemią. Oprócz historii z domem wykazywałam też ewidentnie jakąś nadwrażliwość na proszki do prania, kontakt ze świeżo wypranym ubraniem sprawiał, że waliło mi serce, byłam bardzo pobudzona, rozdrażniona bez powodu, zapach proszku doprowadzał mój mózg do szału, źle mi się oddychało, nie chciałam czuć tego zapachu. Teraz wiem, że była to moja reakcja ze strony układu nerwowego przy kontakcie z tymi proszkami. Podobne reakcje wykazywałam siedząc w samochodzie i czując zapach tapicerki czy odświeżacza powietrza. Znów te same objawy.
Żałuję, że wtedy nikomu o tym wszystkim nie powiedziałam. Że nikomu nie mówiłam, że dzieje się ze mną coś dziwnego tylko starałam się nie zwracać na to uwagi. Tak sobie myślę, że było to spowodowane faktem, iż nigdy nie byłam dzieckiem zdrowym i silnym. Byłam więc przyzwyczajona do tego, że ciągle coś się ze mną dzieje, ciągle coś jest ze mną nie tak i po prostu z tym żyłam. Już od wczesnego dzieciństwa mdlałam często i wymiotowałam z nieznanego powodu, wpadałam z jednej infekcji w drugą, stany podgorączkowe były dla mnie moją normalną temperaturą. No po prostu ciągle coś. Tak więc, gdy pojawiało się coś nowego to się do tego przyzwyczajałam, starałam się to ignorować, nie zwracać na to uwagi. W sumie wychowałam się na wsi, nie żyłam w sterylnych warunkach, wręcz przeciwnie, a jednak byłam dzieckiem słabym i zupełnie nieodpornym. W miarę jak dorastałam, a wraz ze mną rósł w lata dom, w którym mieszkałam, moja wrażliwość na chemię stawała się coraz mniejsza, aż w końcu praktycznie nie odczuwałam dolegliwości, przynajmniej w tej kwestii. Moment wprowadzenia się do tego domu zdecydowanie był momentem, kiedy zaczęłam cierpieć na łagodną postać wieloczynnikowej nadwrażliwości chemicznej.
Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Niestety, objawy nie ograniczają się do problemów z oddychaniem, bólów głowy, problemów z serduchem i rozdrażnienia, jak to było dawno temu. Właściwie to pogodziłam się już ze swoim położeniem, ale to, z czym nie mogę się pogodzić to nieznalezienie przyczyny, powodu, z którego właśnie mnie dotknęła ta przypadłość. Nawet jeśli nigdy nie miałabym być zdrowa - chciałabym wiedzieć, dlaczego tak się stało, dlaczego, akurat ja mam MCS.
Pomimo upływu lat nadal szukam. A szukając trafiam na przeróżne ślady, tropy, powody predysponujące do zachorowania - od przebytych infekcji, boreliozy (którą notabene również mi wykryto), wadliwe działanie wegetatywnego układu nerwowego, poprzez braki witamin i minerałów, toksemię organizmu, zatrucie rtęcią (miałam 10 plomb amalgamatowych, ale nie wiem sama, co o tym myśleć) aż po przyczyny leżące w genach. Jaka jest prawda - nie wiem. Nadal nie wiem. Ale będę szukać do tej pory aż znajdę odpowiedź.
Pewnie łatwiej byłoby mi to wszystko znosić, gdyby w Polsce temat wieloczynnikowej nadwrażliwości chemicznej był bardziej znany. Niestety tak nie jest. Dlaczego, czyżby tak mało osób chorowało w porównaniu z innymi krajami, gdzie lekarze mają już na ten temat rozległą wiedzę, istnieją różne grupy wsparcia, stowarzyszenia? Nie sądzę. W każdym razie nie do końca. Owszem, w Polsce, biorąc pod uwagę poziom zanieczyszczeń i chemii, jest on dość niski, porównując go z innymi krajami. Ale jednocześnie wydaje mi się, że pomimo, iż ludzie w Polsce również cierpią na tę przypadłość to brakuje wiedzy na temat MCS i w ogóle świadomości, że takie schorzenie istnieje. Czyli innymi słowy - cierpią, ale nie wiedzą tak naprawdę na co, tułają się po lekarzach i są utwierdzani w przekonaniu, że to "tylko" nerwica lub coś innego. To bardzo smutne, przykre dla chorego. W rezultacie ta "nerwica" może się u nich rozwinąć właśnie z powodu ignorancji osób wokół oraz z niewiedzy, co im jest. Aj, temat "rzeka"...
Na koniec apel do Was, Kochani!!! Jeśli ktoś z Was odczuwa dziwne dolegliwości (bóle głowy, uczucie otumanienia, rozdrażnienia, problemy z oddychaniem, kompletny brak sił, swędzenie skóry, nieregularne bicie serca, astmę, biegunki, refluks, bóle brzucha oraz szereg innych objawów) w kontakcie z kosmetykami, środkami czystości, lakierami, farbami, nowymi gazetami/książkami, meblami, zanieczyszczeniami, przetworzonym jedzeniem to NAPISZCIE proszę do mnie. Razem łatwiej!!! Jeśli znacie kogoś, kto z takimi problemami się zmaga to też napiszcie! Pomóżcie proszę - niech problemy na pozór niewidzialne, niewidoczne staną się widoczne dla innych, by osoby z MCS mogły otrzymać jakieś wsparcie i pomoc. Bardzo ważne jest, by ludzie wiedzieli, że coś takiego istnieje. Że to jest realny problem!!!
Ściskam, dobrego Mokrego Dyngusa!
Asia
Obrazek pochodzi ze strony: