Co u licha wiąże depresję i kamienie? A no tak bezpośrednio to pewnie nie za wiele, a może nawet nic. Ale zaraz opowiem Wam, że w moim przypadku istnieje między nimi związek. :)
Już mówię, jak i dlaczego. Chciałabym jednak najpierw coś wyjaśnić... Kiedy piszą do mnie czasem różni moi znajomi, często mówią mi, że w mojej nietypowej sytuacji zdrowotno-egzystencjalnej podziwiają moją postawę - że coś robię, że mimo ograniczeń staram się być aktywna i kreatywna na ile to możliwe, że jestem pogodna... Jest to bardzo, bardzo miłe, dziękuję za te pozytywne słowa. Ale jednocześnie muszę powiedzieć jasno, że nie wszystko złoto, co się świeci. I nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.
Niestety, nie jestem superbohaterką, która świetnie radzi sobie w sytuacji niemal 9-letniej już, jeśli dobrze liczę, izolacji, odgraniczenia od normalnego życia, świata. W moim życiu jest wiele upadków, dołów, generalnie trudnych momentów, z którymi przychodzi mi się zmierzyć. Nie jestem w tym na pewno osamotniona - każdy, kto ma jakieś przewlekłe problemy ze zdrowiem czy w ogóle generalnie problemy ,konfrontuje się z takimi momentami.
To, co jest dla mnie szczególnie trudne to brak możliwości swobodnego przemieszczania się i odwiedzania zwyczajnych dla innych ludzi miejsc, czyli krótko mówiąc zamknięcie w domu i w mojej wsi. No i brak bezpośredniego kontaktu z innymi osobami. Możecie wierzyć lub nie, ale jeśli ktoś żyje z dala od ludzi przez już ładnych parę lat to choć z jednej strony bardzo tęskni za tym kontaktem to z drugiej odzwyczaja się od niego. Jak to ja to czasem nazywam - dziczeje się trochę. :) I jakiekolwiek kontakty stają się wtedy dość trudne, skomplikowane, odczuwa się pewnego razu napięcie, stres, może też lęk. To trochę jak spotkanie z Mikołajem w wieku dziecięcym. :) Jest tylko raz w roku, więc człowiek ekstremalnie się cieszy, ale jednocześnie towarzyszy temu pewien stres.
Generalnie sytuacja izolacji, zwłaszcza w młodym jeszcze wieku, nie jest dla człowieka czymś zdrowym i normalnym. Wielu z Was przekonało się o tym trochę obecnie - w czasie pandemii, kiedy kontakty międzyludzkie są mocno ograniczone, kiedy nie można pójść swobodnie w dowolne miejsce, uczestniczyć w różnych kulturalnych i społecznych wydarzeniach, kiedy trzeba pozostawać w domu na ile jest to możliwe. Ja tak żyję, Kochani, od prawie 9 lat. Z tą różnicą, że nie mogę się spotykać praktycznie z nikim, nie mówiąc już o pójściu czy pojechaniu gdzieś. I jest to bardzo uciążliwa, strasznie przeciągająca się kwarantanna.
W każdym razie, wracając do tematu depresji, nadal nie utonęłam, unoszę się na wodzie. :) I choć w rzeczywistości nie potrafię tak naprawdę nawet pływać to unoszenie się na tych życiowych wodach idzie mi mimo wszystko nie najgorzej. Chcę przez to powiedzieć, że choć jest mi ciężko, choć często wydaje mi się, że nie dam rady tak dłużej już żyć, że ja też potrzebuję ludzi, bliskości, kontaktu z innymi i przede wszystkim pójścia czy pojechania gdzieś, choćby do warzywniaka to jednak nie popadam w depresję. I to sprowadza nas między innymi do tematu kamieni. :)
Kamienie, a właściwie ich zbieranie to jedno z moich hobby z dziecięcych lat. Uwielbiałam chodzić po polach, drogach i wyszukiwać kamienie, które wydawały mi się szczególnie interesujące z jakiegoś powodu - czy to kształtu, czy też barw. Pamiętam, że pewnego razu wczesną wiosną jako dziewczynka wybrałam się dość daleko sama na łąki, gdzie w okresie roztopów tworzyły się bagna i można tam było nieźle utknąć. Domownicy nie byli oczywiście zadowoleni. ;) Ale dla mnie była to ciekawa przygoda. Ze swoich "wypraw" wracałam zawsze z jakimiś łupami - ciekawymi kamieniami, które często potem malowałam. Wiele z nich miało bowiem bardzo interesujące kształty, przypominające na przykład różne zwierzęta.
Kilka dni temu, chodząc po okolicy przypomniałam sobie o tym moim dawnym hobby i pomyślałam, że może by tak poszukać ciekawych kamieni. I coś tam nawet znalazłam. :) Poniżej możecie obejrzeć zdjęcia.
Dlaczego właściwie piszę o tych kamieniach... Ponieważ uważam, że przed stanami depresyjnymi, kiepskim nastrojem, pogrążaniem się w bolesnych stanach mogą chronić nas nasze pasje, zainteresowania, to, co w jakiś sposób jest w stanie oderwać nas na chwilę od trudnej i smutnej rzeczywistości. I jest to bardzo dobre lekarstwo na depresję. Dlatego, jeśli ktoś z Was zmaga się z jakąś trudną sytuacją to zamiast załamywać się i zatapiać w smutku i beznadziejności, dobrze jest, moim zdaniem, zająć się czymś, co nas interesuje, co nam sprawia przyjemność, co nas odciągnie od czarnych myśli. To takie koło ratunkowe, gdy zaczynamy tonąć. Bardzo ciekawa jestem, co dla Was jest takim kołem. Jeśli macie ochotę - napiszcie w komentarzu. Bardzo chętnie poczytam.
Trzymajcie się!