Witajcie moi Drodzy.
Dziś kilka słów o mojej diecie. Pora przełamywać się coraz bardziej, tzn. swój wstyd, a nie się chować w szafie razem z nim. :) Już mówię o co chodzi. Otóż... generalnie to chyba mam jakieś kompleksy z tego powodu, co i jak jadam. Znów czuję się dziwna i niedopasowana do innych. Jest to spowodowane z jednej strony moimi alergiami i nietolerancjami pokarmowymi, a z drugiej bardzo nadszarpniętym przewodem pokarmowym. W związku z powyższym mam szereg nakazów i zakazów związanych z jedzeniem, a jedzenie posiłku jest dla mnie często wyzwaniem (co mnie tam znów uczuli lub mi zaszkodzi).
Zacznijmy może tak ogólnie. Każdy posiłek jem zblendowany na krem, jak dla niemowlaka. :) Nieważne czy jest to mięso, warzywa, kasze. Absolutnie wszystko, cały posiłek musi być zmielony. Takie było zalecenie kilku moich lekarzy. Na początku się buntowałam, bo takie zmielone składniki posiłku wszystkie razem powodują, że smakuje on nie za ciekawie. :) No ale w końcu się przekonałam i powiem Wam, że moje narządy trawienne mi za to bardzo podziękowały. Zaczęłam lepiej trawić i przyswajać pokarm, jedzenie nie zalegało mi już tak straaaasznie długo w żołądku, minęły bóle brzucha, wzdęcia i biegunki. I zaczęłam przybierać powoli na wadze. Tak więc trzymam się tej formy spożywania posiłków do tej pory.
Druga sprawa - posiłki są przeze mnie spożywane regularnie i wszystkie świeżo przyrządzone, zawsze gotowane. I to jest dla mnie katorga, bo ja po prostu nie znoszę gotować!!! Oj, jak nie lubię. A robię to 4 razy dziennie...
Sprawa trzecia - muszę tak komponować posiłki, by nie rósł mi po nich za szybko cukier. Od kilku ładnych lat mam słabą trzustkę i strasznie jej się nie podoba, gdy funduję jej nagłe skoki cukru. Jak ją próbuję udobruchać? Po pierwsze staram się mieszać produkty o wysokim IG z produktami z niskim IG. Oprócz tego dodawać do każdego posiłku trochę tłuszczu, bo to opóźnia wchłanianie glukozy do krwi, podobnie jak białko. A po trzecie nie dopuszczać do długich przerw między posiłkami.
Kolejna rzecz - obowiązkowo do każdego posiłku łykam enzymy trawienne, bo niestety, ale bez nich nic nie przyswoję, jedzenie po prostu przeze mnie przeleci tak jak je przeżułam. :(
Nie jadam nic surowego oprócz niewielkiej ilości ogórków kiszonych no i odrobiny jogurtu kokosowego. Nawet sałatę podduszam, podgotowuję.
No a teraz przejdźmy może do szczegółów - co ja właściwie jadam? Moja dieta, pomimo iż uważana za zdrową, jest dość uboga. Ale nie chcę ryzykować kolejnymi atakami alergii, które u mnie nie objawiają się niestety wysypką tylko objawy są dość poważne (silne duszności, zaburzenia krążenia, puchnięcie ciała, wymioty itd.).
Jem:
- niewielkie ilości drobiu swojego chowu, najczęściej kurę, czasem perliczkę,
- żółtka perlicze i przepiórcze (na białko mam alergię), czasem gęsie, bardzo rzadko kurze, bo trochę mnie uczula,
- kaszę jaglaną i gryczaną, od wielkiego dzwonu, jak to się mówi, amarantus,
- warzywa: ziemniaki, fasolę, bób, buraki, dynię, cukinię, ogórki świeże i kiszone, rzodkiewkę, kalarepę, brokuły, kalafior, sałatę, zieleninę, oliwki, paprykę; niektóre z nich w ograniczonych ilościach, niewielkich, ale generalnie zawsze największy wybór mam w warzywach,
- mleko kokosowe,
- tłuszcze: oliwa, olej kokosowy, olej z czarnuszki,
- jogurt z mleka kokosowego naturalny bez cukru.
Oczywiście wszystko musi być ekologiczne, najlepiej ze swojej uprawy, moje ciało tak silnie odczuwa nawet najmniejsze ilości chemii, że jestem chyba najczulszym na świecie detektorem. ;)
Od 10 lat nie jadam cukru, słodyczy, także owoców (niestety, z tego ostatniego powodu bardzo cierpię!!! Ale mam nietolerancję fruktozy i generalnie źle toleruję cukry, nawet te naturalne). Podobnie jest z nabiałem, też nie jadam. Od jakichś 8 lat nie jadam glutenu (miałam częściowy zanik kosmków jelitowych). Powiem Wam, że nabiał było mi o wiele trudniej odstawić niż cukier czy gluten. Bo ja zawsze po prostu kochałam wszelkie sery, serki, jogurty, mleko... W dzieciństwie piłam je prosto od krowy. :) Nawet w nocy się budziłam na szklankę mleka. Żadnych orzechów, pestek, nasion - to wszystko mnie uczula, podobnie jak ryby.
No i tak to mniej więcej wygląda... Nic więcej nie mogę jeść niestety póki co. No ale zawsze może być gorzej, bo poznałam osoby, które np. mogły jeść tylko 4 czy 5 produktów...
Nie lubię jeść. Bo z jednej strony po prostu mi się znudziło dzień w dzień to samo. Z drugiej natomiast boję się czy znów mi coś nie zaszkodzi lub mnie nie uczuli albo czegoś nie będę tolerować. To dla mnie jak rosyjska ruletka. I wstydzę się jeść przy kimś, nie robię tego. Przede wszystkim dlatego, że moja dieta wygląda jak wygląda... I wszystko jem zmiksowane jak niemowlak. I z tego powodu również zdarzały się uwagi skierowane w moją stronę, które sprawiały mi przykrość. Sugerowanie, że jestem, dziwna, nienormalna, że tak nie da się żyć, z powodu mojej diety oraz sposobu jedzenia - to wszystko bardzo boli. Mam wrażenie, że niektóre osoby chyba nie zdają sobie z tego sprawy.
Łapię się na tym, że to głównie przytyki ludzi, ich niezrozumienie, głupie uwagi powodują u mnie niską samoocenę, wycofanie, unikanie, wstyd. Niektórzy mogą powiedzieć: nie przejmuj się, nie zwracaj uwagi. I mój rozum podpowiada mi to samo. Ale kiedy słyszy się coś raz, drugi, dziesiąty, dwudziesty to człowiek zaczyna się wstydzić, uważać, że coś jest z nim nie tak, że odstaje od innych, jest nie taki jak trzeba. I obawia się takich opinii, ocen. Każda kolejna utwierdza go w przekonaniu, że faktycznie tak jest. I zaczyna coraz bardziej unikać ludzi, by uniknąć także ich uwag.
Aj, powiem Wam, że na każdym kroku czuję się inna i jest to trudne doświadczenie dla mnie. Ale cieszę się, że żyję i jakoś jestem w stanie funkcjonować.
I wiecie co? To pisanie na blogu stanowi dla mnie dobrą formę terapii - przełamania się i pokazania innym trochę siebie, nawet w tej dziwnej wersji. ;) A nie tylko ukrywanie wszystkiego. Na początku choroby miałam ogrooooomne kompleksy z powodu tego, co się ze mną stało, jak teraz funkcjonuję itd. Teraz są już mniejsze. Nadal się wstydzę, ale trochę mniej.
Obrazek pochodzi ze strony: http://lenacor.pl/blog/zdrowa-dieta-nienaganna-sylwetka-nienaganne-zdrowie/