Witajcie Kochani.
To ten moment, kiedy potrzebuję trochę posmęcić. :) Będzie to chyba taki krótki post o wszystkim i o niczym z lekką nutą rozżalenia. Nadchodzi lato, zrobiło się gorąco i ten czas kojarzy mi się od zawsze ze spotkaniami z ludźmi, z wyjazdami, generalnie z miło spędzonym czasem ze znajomymi, bliskimi itd. No i na skojarzeniu obecnie się kończy, bo przecież od kiedy jestem chora to ta sfera dla mnie nie istnieje. W okresie letnim czuję się zawsze duuuuużo lepiej fizycznie i duuużo gorzej psychicznie. Wiem, że ludzie się ze sobą spotykają, wyjeżdżają, a to wszystko jest poza mną już od tylu lat. I źle mi z tym. Czuję się obecnie bardziej samotna niż kiedykolwiek. Staram się wymyślać sobie zajęcia na smutki, zająć czymś głowę, ale różnie mi to wychodzi.
Wiecie co, ja to chyba nie mogę się pogodzić z tym, że nawet osoby bardzo ciężko chore, niepełnosprawne, z nowotworami itd. mogą w miarę normalnie się spotykać z ludźmi i mieć większy dostęp do świata niż ja. Tego nie mogę przeboleć. I choć nigdy nie uważałam się za osobę szczególnie towarzyską i na pewno nie ekstrawertyczną to bardzo mi brakuje ludzi. Z każdym rokiem coraz bardziej.
Dawniej było inaczej być może dlatego, że mój stan zdrowia był bardzo zły, więc po pierwsze nie miałam w ogóle na nic sił i ostatnią rzeczą jakiej bym pragnęła to się z kimś spotkać. A po drugie myślałam, że nie przeżyję, że to już długo nie potrwa. Mając poważne zaburzenia wchłaniania, przyswajania ważyłam 34 kg, miałam osłabione wszystkie narządy i bałam się czy jak zasnę to się następnego ranka obudzę, czy w nocy moje serce nie przestanie pracować, czy nie ustanie mi krążenie... Trochę głupio się przyznać, ale zasypiałam z różańcem w dłoni i obrazkiem Jana Pawła II, żeby nie być sama na wszelki wypadek jakbym w nocy miała umrzeć. Nie w głowie mi były spotkania czy wyjazdy. No ale teraz, w porównaniu ze stanem sprzed kilku lat to mam się duuuużo lepiej fizycznie. I po prostu tęsknię za dawnym, normalnym życiem.
Niestety, moja nadwrażliwość chemiczna nie odpuszcza ani na chwilę. :( A to nie napawa mnie optymizmem. Czuję się jak w klatce, więzieniu, czasem nie wiem już co ze sobą zrobić. Chce mi się krzyczeć, płakać, no ale co to da? Już tyle czasu spędziłam robiąc to. Więc w pewnym momencie skończyłam.
I takie to moje rozkminki obecnie. Staram się zajmować czym mogę, by psychicznie się nie zapadać. Trzymajcie się ciepło. No dobra, to nie jest dobre życzenie na nadchodzące upały. ;) Życzę Wam kojącego chłodu na najbliższe dni. :)
Obrazek pochodzi ze strony: https://rynekisztuka.pl/2020/05/22/krzyk-edvard-munch/