Hejka Kochani.
Dziś temat trochę odmienny, raczej nie w moim stylu. :) I nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zagości na moim blogu, gdyż nigdy nie lubiliśmy się szczególnie ze sportem. :) A jednak! Dziś temat o ruchu i wysiłku fizycznym w moim życiu.
Odkąd pamiętam byłam osobą raczej wątłą, słabą, anemiczną, bardzo szybko się męczyłam. A że mam wypadanie zastawki mitralnej w sercu (tzw. płatka) i moje serce wariuje pod wpływem wysiłku jeszcze bardziej niż zwykle to stanowiło to dodatkową wymówkę do unikania wszelakich sportów i generalnie wysiłku. Nie jest to w większości przypadków groźna przypadłość i cierpi na nią sporo osób, ale bywa uciążliwa, ponieważ objawy są nieprzyjemne: bóle w klatce piersiowej, duszności, kołatania i nierównomierne bicie serca, zasłabnięcia, omdlenia, nadpobudliwość, zawroty głowy. Najbardziej boję się zawsze omdleń, gdyż w przeszłości zdarzało mi się to bardzo często, w różnych miejscach i sytuacjach i mam pewnego rodzaju uraz. Pamiętam sytuację, kiedy w przedszkolu zbiegałam po prostu z górki na placu zabaw i nagle znów chlap, ja już leżę nieprzytomna. Albo jak na jednej wycieczce "udało mi się" zemdleć 3 razy. Omdlenia zawsze wywoływały więc u mnie lęk i starałam się unikać sytuacji, kiedy ryzyko, że znów zemdleję było wysokie. To dotyczyło także uprawiania sportów.
Przez cały okres szkolny i studencki miałam zwolnienie lekarskie z wychowania fizycznego. Mój ruch ograniczał się do spacerów, czasem jazdy na rowerze na krótkie dystanse, gry w badmintona albo chodzenia z kijkami. Nie za długo, bo natychmiast swoje walące serce czułam w głowie i wszelkich możliwych miejscach, zatrzymywało się, by za chwilę bić z kolei w niemożliwie szybkim tempie, czułam jego skurcze itd. Później, gdy zachorowałam na MCS i generalnie mój ogólny stan zdrowia znacznie się pogorszył, jeszcze bardziej unikałam wysiłku fizycznego. Do nie dawna, bo już go tak bardzo nie unikam. :) A stało się to dzięki jednej serdecznej osóbce, która wyciągnęła mnie na przejażdżkę rowerem. Bałam się czy dam radę, ale jakoś dałam! Swoje ogromne zmęczenie poczułam dopiero w momencie, gdy byłam już w domu. Padłam na łóżko i myślałam, że już nie wstanę. :) Mimo wszystko było super, bo odkąd choruję to prawie z nikim się nie spotykam, nigdzie nie jeżdżę, nie chodzę... Ostatni raz uczestniczyłam w takim wypadzie jakieś 9 lat temu, gdy jeszcze byłam zdrowa. I zwyczajna przejażdżka rowerem była dla mnie dużym przeżyciem. W dodatku przy mojej nietolerancji chemii jest dla mnie w miarę bepieczna, jeśli ktoś nie będzie używać wcześniej pachnących kosmetyków, perfum itd.
Wracając do tematu - mimo różnych nieprzyjemnych objawów związanych z wysiłkiem fizycznym, postanowiłam go kontynuować i to codziennie. Nawet mimo dolegliwości sercowych i nasilającego się refluksu, na który cierpię. Oczywiście w granicach przyzwoitości, a nie żeby sobie zaszkodzić. Dawkuję sobie teraz ruch powoli, z umiarem, ale konsekwentnie, każdego dnia. Codziennie jeżdżę trochę na rowerze (krótkie dystanse) oraz uprawiam ćwiczenia fizyczne - głównie rozciągające, pilates, czasem fitness, ale ten ostatni faktycznie bardzo i szybko mnie męczy. Na początku było bardzo ciężko, bo moje serce, nie przyzwyczajone do wysiłku po prostu wariowało, a żołądek skręcał się jeszcze bardziej niż zwykle. Ale nie zrażałam się, odpoczywałam, robiłam przerwy. I ku mojej radości każdego dnia jest odrobinę lepiej. Mija tydzień od początku mojej przygody z ruchem, a ja już widzę i odczuwam pierwsze efekty!
Co zauważyłam:
Plusy:
- moje serce się wzmacnia - zmniejszyły się kołatania, uczucie słabości i inne objawy; trochę lepiej znoszę wysiłek fizyczny,
- mniej boli mnie kręgosłup, z którym mam problem odkąd pamiętam,
- czuję się o wiele lepiej dotleniona i mniej boli mnie głowa, nie jestem ciągle zmęczona i senna,
- wzmocniły się moje mięśnie,
- mam lepsze trawienie, które jest moją największą zmorą od urodzenia,
- polepsza się stan mojej skóry, staje się bardziej jędrna,
- schodzi ze mnie napięcie, stres,
- pogłębił mi się oddech, który zazwyczaj był bardzo płytki, zmniejszyły się duszności, na które narzekam, zwłaszcza, gdy jest gorąco.
Minusy:
- jest tylko jeden. Nie mogę spać! Powinnam być zmęczona i spać jak suseł, ale ja ze zmęczenia mam właśnie odwrotnie. Mimo iż nie jeżdżę na rowerze i nie ćwiczę wieczorem. Zaczęłam cierpieć na dziwną nadpobudliwość, takie jakby nakręcenie. Jeszcze nie wiem, z czego to dokładnie wynika, ale chciałabym się dowiedzieć.
Podsumowując - ruch okazał się czymś bardzo pomocnym w różnych aspektach mojego codziennego funkcjonowania i na pewno będę go kontynuować, choć oczywiście z rozwagą i umiarem z powodu moich różnych ograniczeń zdrowotnych.
A Wy - lubicie się ruszać? Uprawiacie jakieś sporty? Macie jakieś ulubione formy aktywności fizycznej?
Buziaki!
Zdjęcie pochodzi ze strony: https://www.wroclaw.pl/sport-jest-piekny