Hej Kochani.
Tradycyjnie umieszczam posty w każdy piątek (plus czasem dodatkowo w inne dni), ale jutrzejszy post będzie dziś. ;) Tak spontanicznie wpadł mi właśnie do głowy temat, myślę, dość ciekawy. Macie jakieś określone pory, w których uczycie się języków obcych? W jakich godzinach uczy się Wam najlepiej? Przysiadacie wtedy, jak to się mówi, do nauki, czy uczycie się tak mimowolnie, słuchając lub oglądając coś i zajmując się jednocześnie czymś innym? Jesteście generalnie za multitaskingiem, macie podzielność uwagi? Zaraz opowiem Wam jak to wszystko wygląda u mnie.
Ja jestem tzw. rannym ptaszkiem, wstaję bardzo wcześnie i to właśnie rano mam najwięcej energii oraz najlepszą koncentrację. Tak więc jeśli planuję sobie naukę jako typową naukę, czyli, że siadam do książek i skupiam się tylko na jakimś języku, a nie jednocześnie na czymś innym to pewnikiem prawie zawsze będzie to poranek po śniadaniu. Budzę się o 4:30, więc tego ranka mam całkiem sporo. :) Jeśli natomiast moje obcowanie z językiem jest, powiedzmy, bardziej na luzie to może to być każda pora dnia, a czasem, jak się wkrótce dowiecie, i nocy. Niewątpliwie łatwiej było mi utrzymywać codzienny kontakt z językami, gdy znałam ich 2, czyli angielski i niemiecki. Potem, kiedy doszedł hiszpański, tego czasu na każdy język zrobiło się nagle trochę mniej, a od kiedy zaczęłam nie dawno przygodę z chorwackim, jeszcze mniej. Zastanawiałam się jak to wszystko pogodzić. Bardzo nie lubię robić sobie kilkudniowych przerw w kontakcie z językami. Staram się choć po kilkanaście minut, ale posłuchać każdego z nich codziennie.
Sporym problemem było dla mnie na początku również to, że nie potrafiłam "przeskakiwać" z języka na język. Tzn. gdy na przykład oglądałam coś po hiszpańsku to kiedy potem nagle słyszałam niemiecki, miałam straszny mętlik w głowie, byłam jakby wyrwana z kontekstu, mieszało mi się słownictwo z różnych języków, miałam taką sałatkę językową w głowie. :) Później odkryłam, że to po prostu kwestia czasu i praktyki, by nasz mózg mógł z coraz większą wprawą przestawiać się z jednego języka na inne. Dlatego tym bardziej dążyłam do tego, by codziennie mieć przynajmniej krótki kontakt z każdym językiem, którego się uczę. Tzn. żeby nie było sytuacji, że jednego dnia uczę się na przykład tylko niemieckiego, drugiego angielskiego, trzeciego hiszpańskiego, a czwartego chorwackiego i tak od początku. I faktycznie, z czasem było coraz lepiej, obecnie mój mózg już tak nie głupieje kiedy ma przestawkę z jednego języka na inny.
Taka właściwa nauka, tzn. z maksymalną koncentracją na języku, bez zajmowania się czymś innym zawsze ma u mnie miejsce na początku mojej przygody z językiem, tzn. kiedy dopiero zaczynam się go uczyć, opanowywać podstawy. Wtedy nie lubię, kiedy rozprasza mnie coś innego, skupiam się w danej chwili tylko na nim. Ale z czasem, gdy podstawy mam już opanowane to staram się łączyć kontakt z językami z innymi codziennymi czynnościami. Inaczej spędzałabym prawie całe dnie tylko na nauce języków, a tego nie chcę, bo mam wiele innych rzeczy do zrobienia. :) Przede wszystkim staram się jak najwięcej słuchać w językach obcych - w każdej możliwej sytuacji. Wstaję rano i pierwsze, co robię to sobie coś włączam w języku obcym, żeby grało w tle, żebym mogła to słyszeć myjąc się, ubierając i przygotowując śniadanie. Przyznam, że najczęściej są to różne nagrania po hiszpańsku, gdyż ten język nastraja mnie zawsze bardzo pozytywnie. Działa na mnie trochę jak tabletka przeciwdepresyjna. :) Tak więc przygotowując posiłek słucham sobie na przykład podcastu po hiszpańsku, a w czasie śniadania oglądam jakiś interesujący mnie vlog w tym języku.
Po posiłku przysłowiową chwilę staram się poczytać coś po niemiecku. Nauka tego języka, pomimo iż ukończyłam studia związane właśnie z niemieckim, idzie mi dość opornie. Nie chodzi o rezultaty, ale o chęci i motywację. Bo tak jak hiszpańskiego słucham, oglądam, czytam z jakąś niesamowitą radością tak po niemiecku już nie tak bardzo. :) Tak do końca to nie wiem z czego to wynika. Może to dlatego, że niemieckiego uczyłam się na studiach i kojarzy mi się on z ciężką pracą, a hiszpańskiego sama we własnym tempie i na własnych zasadach, więc asocjuję go z wolnością, swobodą? A może raczej dlatego, że generalnie ludzie posługujący się tym językiem, tzn. mieszkający w krajach hiszpańskojęzycznych mają pewną wyjątkową energię, optymizm, radość w sobie i na nagraniach, filmikach to słychać, ich radość życia, nie przejmowanie się wszystkim, dobra energia przechodzą na mnie? Bardziej obstawiam właśnie tę opcję. :)
Jeśli chodzi o angielski to mam z nim kontakt również tak trochę "na boku", podobnie jak z hiszpańskim - czyli robiąc coś innego. Najczęściej oglądam coś w Internecie po angielsku, kiedy jem drugie śniadanie lub obiad. Wiem wiem, w czasie posiłku powinno się skoncentrować na... posiłku. :) Ale ja nie potrafię. Strasznie, ale to strasznie nie lubię jeść w ciszy. Taka sytuacja ma miejsce od wczesnego dzieciństwa. Już jako mała dziewczynka jadłam przy bajkach lecących w telewizji... Nie oglądam jednak w czasie jedzenia nagrań, które mogłyby mnie denerwować lub wymagałyby językowo dużego wysiłku ze strony mojego mózgu. To by mi natychmiast groziło niestrawnością. :) Oglądam zazwyczaj coś lekkiego i przyjemnego, głównie różne wywiady z osobami sławnymi, które lubię i podziwiam albo nagrania z informacjami o nich. Zdarzają się też tematy psychologiczne.
Z tym moim chorwackim różnie to bywa. Uczę się go pomalutku, ponieważ, jak już pisałam, zniechęca mnie bardzo mała ilość dostępnych materiałów. Tak więc przypuszczam, że nie osiągnę raczej nigdy poziomu zaawansowanego, może nawet średniozaawansowanego, ale w przypadku tego języka wystarczy mi akurat jeśli będę znać przynajmniej podstawy.
Staram się wplatać kontakt z językami obcymi we wszelkie możliwe czynności. Czyli jak już pisałam - słucham lub oglądam coś w trakcie posiłków, gotowania, sprzątania, mycia się, spacerów, jazdy na rowerze, gdy robię moje zabawki... W każdej możliwej chwili. Otoczenie się językiem jest niesamowicie pomocne! Dzięki temu przestajemy się go bać i staje się on integralną częścią naszego życia. A że jak wiecie, z powodu choroby praktycznie całe dnie spędzam sama ze sobą to języki obce są moim wiernym towarzyszem. Bez nich czułabym się duuuużo bardziej samotna i mój stan psychiczny, nastrój utrzymywałyby się na dużo niższym poziomie. Osoby z vlogów i podcastów, które oglądam i których słucham regularnie traktuję trochę jak moich znajomych. Do niektórych prowadzących zdarza mi się też czasem napisać i cieszę się, gdy dostaję od nich odpowiedź. Bądź co bądź, ale zawsze to jakiś kontakt z nowymi ludźmi...
Przyznam się Wam szczerze, że czasem w nocy budzę się, by... coś zjeść. :) Dość szybko spada mi cukier i ciężko jest mi wytrzymać do rana, więc w nocy jem jeszcze coś drobnego. A wtedy obowiązkowo czegoś słucham, czasem po angielsku, czasami po niemiecku, a czasem po hiszpańsku. Oczywiście nie za długo, tak około 20 minut. Można by pomyśleć, że przecież potem ciężko zasnąć, człowiek się rozbudzi na dobre. U mnie tak... nie jest. ;) Zjem słuchając czegoś, trochę jak w transie, myję zęby, idę do łóżka i dalej zasypiam jak suseł, już do rana. ;)
A propos snu... Zbliżając się do końca tego posta chciałabym wspomnieć kilka słów o nauce języka obcego właśnie przed snem. Oczywiście nie za długo. Taka mała porcja nowej wiedzy lub szybka powtóka. U mnie to przynosi dość dobre rezultaty. Zarówno przy uczeniu się czegoś nowego, jak i na przykład przy powtarzaniu słownictwa, czytaniu czegoś w języku obcym itd. Następnego ranka wstaję i pamiętam bardzo dużo z tego, czego uczyłam się poprzedniego wieczora przed pójściem spać. Natomiast ciekawa jestem czy faktycznie można uczyć się języków przez sen poprzez słuchanie różnych nagrań. Sama nie próbowałam i nie zgłębiałam tego tematu. Jedyne, co kiedyś czytałam to fakt, że jest to męczące dla naszego mózgu, który w czasie snu i tak przetwarza różne rzeczy, które np. przytrafiły nam się w ciągu dnia, o czym myśleliśmy itd. I potrzebuje resetu, a nie dodatkowego obciążenia. Zresztą ja bym nie mogła zasnąć słuchając czegoś, ponieważ aby usnąć potrzebuję ciszy.
Podsumowując - każda pora jest dobra, by uczyć się języka. Ale godziny i to, czego chcemy się konkretnie uczyć dobrze jest dostosować konkretnie do naszych indywidualnych preferencji związanych z wydolnością naszego organizmu w określonych porach. Ten, komu lepiej jest skoncentrować się rano, za najtrudniejsze i najbardziej skomplikowane zagadnienia powinien zabrać się rankiem. Jeśli ktoś jest Nocnym Markiem to łatwiej przyjdzie mu to pewnie w godzinach wieczornych. W każdym razie, niezależnie od pory, zachęcam Was Kochani do nauki języków obcych, bo są one nie tylko przydatne, ale mogą być też czymś bardzo wzbogacającym i przyjemnym, mogą wnieść wiele dobrego w nasze życie.
Grafika pochodzi ze strony: