Witajcie Kochani.
Tak naprawdę to nie wiem do końca, o czym konkretnie chcę dziś pisać. Przeczuwam, że ten post wyjątkowo będzie chaotyczny, bo też i pewnego rodzaju chaos panuje w moich myślach. A ja, kurczę, lubię porządek w mojej głowie. :)
Jutro mija trzecia rocznica śmierci mojej babci. A od momentu jej śmierci moje spojrzenie na życie znacznie się zmieniło. Zderzyłam się nagle z rzeczywistością - że życie naprawdę przemija, że ludzie się starzeją i w końcu odchodzą. Nawet Ci najbliżsi, którzy przecież mieli żyć wiecznie! Przeżyłam już wcześniej śmierć innych bliskich osób, ale moją babcię traktowałam jak drugą mamę, była szalenie bliską mi osobą, więc to wydarzenie uderzyło we mnie znacznie mocniej. Tak sobie myślę, jakie to życie jest dziwne... Przywiązujemy się do ludzi po to, by ich potem stracić. I jak ważne jest wykorzystanie niemal każdej wolnej chwili, by cieszyć się tymi, którzy są bliscy naszemu sercu. A często tego nie robimy. I dopiero, gdy tracimy daną osobę to uświadamiamy sobie, co jest naprawdę w życiu ważne.
Chcę się też z Wami podzielić pewną refleksją. Dość osobistą. Ostatnio żyję dość intensywnie, pomimo swojej izolacji związanej z chorobą. Staram się żyć tak intensywnie jak to możliwe, zrobić jak najwięcej, nacieszyć się drobnymi rzeczami, choćby świeżym powietrzem, widokiem zielonych łąk... Robić moje wełniane zabawki, ćwiczyć, tańczyć, wygłupiać się, pisać, uczyć... Ostatnio nawet kręcę sobie sportowe hula hop. :) Towarzyszy mi dziwny niepokój, że nagle mogę stracić te wszystkie możliwości, że coś może się stać. Może to dlatego, że pamiętam jak byłam zdrowa i mogłam robić wiele rzeczy, a potem nagle z dnia na dzień już nie, musiałam zamknąć się w swojej wsi i skończył się dla mnie świat. Na ładnych kilka lat. Do momentu aż zbudowałam go sobie na nowo.
Boję się. Boję się, że mogę stracić i to, co mam teraz. Chyba boję się też śmierci. Bardziej moich bliskich niż mojej własnej. Śmierci ludzi, których kocham obawiałam się zawsze, odkąd zmarł mój dziadek, a z każdym odejściem kolejnych członków mojej i tak bardzo małej rodziny bałam się jej coraz bardziej. Żyję też ostatnio jakby miał mi się skończyć czas. Z takim dziwnym wrażeniem. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Być może kolejną rocznicą śmierci babci. Może tą całą sytuacją covidovą. A może po prostu się starzeję i widzę jak życie może być kruche...
W każdym razie nie chcę, by ten post był smutny, bo ogólnie czuję się szczęśliwa. Tak, jak już dawno nie byłam. Przynajmniej od momentu, kiedy zachorowałam na MCS. Chcę żyć pełnią życia, tak, jak to tylko jest możliwe w tej chorobie. Mimo izolacji. Mimo ograniczeń. I chcę jeszcze coś w życiu zrobić.
Kiedyś na FB zamieściłam kilka moich opowiastek o życiu. Chciałabym je tu teraz umieścić. Należą do mojego mini zbioru "ŻYJ!". Niektóre są zabawne, niektóre trochę zadziorne, inne może głupawe, a jeszcze inne poważne. Takie, jakie jest życie - wielowymiarowe, mające wiele barw, odcieni, odsłon.
Zapraszam więc do poczytania.
Ż Y J !
STRACH
Pewnego deszczowego dnia
szłam cicho szarym chodnikiem,
a za mną strach.
Przyspieszyłam kroku,
nie oglądając się nawet za siebie,
bo serce waliło mi młotem.
Strach także szedł szybciej,
depcząc mi ciągle po piętach.
Zaczęłam biec,
dysząc i próbując uciec.
On jednak był coraz bliżej mnie.
Nie miałam siły uciekać.
Nie chciałam.
Zatrzymałam się nagle
i odwróciłam, patrząc mu prosto w oczy.
Na to strach spojrzał na mnie
i rozczarowanym głosem powiedział:
"Jednak nie pasujemy do siebie".
Odwrócił się na pięcie i odszedł.
SAMOTNOŚĆ
W ciemnym szarym kącie,
tuż obok smutku i rozpaczy
przycupnęła cichutko samotność,
wiedząc, że nic dla nikogo nie znaczy.
Gdyby tak mieć u swojego boku KOGOŚ!
To byłoby dopiero coś!
Przestałaby być samotna
i nigdy nie miałaby go dość.
Wzięłaby go za rękę, tuliła, pocałowała.
Nuciłaby mu piosenki i nigdy by już nie płakała!
Poszłaby za nim wszędzie,
ba, nawet w ogień skoczyła!
Niechby się tylko jej wizja tego KOGOŚ ziściła.
Wszystko by mu oddała,
stałby się sensem jej życia...
i tak dalej marzyła aż... dokonała odkrycia.
Jak może cieszyć się z bycia obok kogoś
skoro nie potrafi być sama ze sobą?
Drugą osobę chce pokochać,
we własnym towarzystwie potrafiąc jedynie szlochać?
Wszak cała paleta uczuć do innych
od nas samych naprawdę się zaczyna!
I przestała się smucić samotność.
Wyszła z kąta,
postanawiając najpierw znaleźć przyjaciela w samej sobie.
CHOROBA
Gdy do Twojego życia zapuka nagle choroba,
zmienia się ono diametralnie.
Choroba to gość zdecydowanie nieproszony.
Może jej więc nie wpuścić?
Zarygluję mocno drzwi!
Albo nie - wymienię zamki na nowe!
I schowam się w najciemniejszym kącie!
Nieproszona, a jednak przyszła...
Co teraz? Czy mam ją przyjąć z otwartymi ramionami?
Zaprosić na herbatę? Na plotki?
Ugościć niczym dobrą znajomą?
A może szturmem wypędzić?
Ba! Niechby to takie proste było!
Gość ten wydaje się być natrętny jak mucha
i gdy już się pojawi,
tak łatwo pójść sobie nie chce!
Tak szczególnego gościa należy przyjąć z godnością i uwagą.
Nie mylić jednak z uwagą przesadną!
Nie poświęcać mu jej całej!
Jeszcze gotowa byłaby stać się centrum całej naszej egzystencji!
Okażę jej zainteresowanie,
ale nie mogę też zaniedbywać innych swoich gości.
Co z rodziną, przyjaciółmi?
Muzyka, książki, podróże?
Z całym szacunkiem Pani Chorobo,
ale Pani wizyta nie może się zbytnio przedłużyć.
W moim życiu mam jeszcze wiele do zrobienia.
Widząc radość, chęć i sens życia
choroba w końcu podniosła się z kanapy,
założyła płaszcz i lekko obrażona.. wyszła.
SMUTEK
Kropla po kropli
po rozgrzanym od płaczu policzku
płyną łzy,
ukrywane jeszcze przed chwilą w pamiętniczku.
Pierwsza, dziesiąta, piętnasta,
trzydziesta i sześćdziesiąta,
a z każdą kolejną więcej smutku
wychodzi z ciemnego kąta.
Aż w końcu płacz uwolniony
spotkał się z ulgą, spokojem.
Uzdrowił duszę od smutku
i zabrał ciężaru znoje.
GNIEW
Ogień. Ciało płonie od złości.
Za chwilę wybuch gorącego wulkanu
zniszczy to, co tak ważne.
Dobre relacje, bliskość
i serca pełne miłości.
Jak przywrócić spokój sercu,
którym targają wściekłe i skrajne emocje?
Agresja, przemoc, chwilowy upust napięcia
naprawdę są warte kolejnego spięcia?
Kiedy w Twoim sercu znów z całą siłą
od środka pali Cię ogień i złość
zastanów się czy jednak warto i
powiedz: dość.
ZAZDROŚĆ
Dlaczego nie mam tego co X?
Czemu nie potrafię tego co Y?
Z jakiego powodu nie jestem taki jak Z?
A niech mu się nie uda!
A niech mu się noga powinie!
A niech straci wszystko!
Jedna myśl za drugą głośno trzepoczą w sercu.
Co za niesprawiedliwość!
Mija czas, myśli piętrzą się
i z coraz większą siłą zalewają serce i umysł.
Zatruwają je.
Pomocy! Zazdrość tak niszczy!
Jak uzdrowić duszę, serce? Jak żyć?
Pokonasz zazdrość wdzięcznością i pokorą.
To najskuteczniejsze antidotum na zatrucie zazdrością.
ROZCZAROWANIE
Głęboko za grubą warstwą uśmiechu
kryje się rozczarowanie.
Że prezent nie taki.
Że praca nie taka.
Że osoba nie taka.
Że życie nie takie.
Ponure myśli z prędkością światła
potrafią wkraść się do serca
i rozgościć się w nim na dobre.
pozbawiając radości, wdzięczności, lekkości.
Wszystko staje się nagle ciężkie,
kamień rozczarowania przygniata wdzięczność
i inne lekkie sercu uczucia.
W życie wkrada się zgorzkniałość
i jej towarzysz - wieczne niezadowolenie.
A co, jeśli jednak życie jest piękne?
Co, jeśli jednak posiadasz coś dla Ciebie cennego?
Rozejrzyj się!
Załóż okulary wykonane po mistrzowsku
z pozytywnego nastawienia i patrz!
Tylko uważnie!
ZAROZUMIAŁOŚĆ
Na konkursie piękności spotkały się uczucia,
a wśród nich królowa wyjątkowa -
Zarozumiałość, ubrana w atrakcyjne słowa.
Pierwszą konkurencję pani ta wygrała,
wszak swoje walory pięknie zachwalała.
W prezentacji wypadła więc iście znakomicie,
zaś inne uczucia z zazdrością patrzyły skrycie.
Gdy jednak umiejętności swe pokazać przyszło,
zwycięstwo Zarozumiałości po prostu nagle... prysło.
Nie sztuka bowiem opowiadać o sobie,
lecz zamienić swą postawę z "mówię" na... "robię".
ZREZYGNOWANIE
- Hej! Jesteś tam?
- Odejdź! Mnie nic już dobrego nie czeka!
- Uśmiechnij się, będzie lepiej...
- Idź stąd! Omijaj mnie z bardzo daleka!
- Daj się pocieszyć.... Tyle jeszcze pięknych chwil przed Tobą.
- Ja jestem już stracony, nic już dobrego nie stanie się z moją osobą!
Mijały dni, miesiące, lata...
I rzeczywiście okazał się to prawdziwy koniec świata.
Dla tej osoby, która w swej rezygnacji tak się pogrążyła,
że w swym życiu już więcej nic a nic nie zrobiła.
ŻYCIE
Bo czasem nicość tak kusi,
uwodzi brakiem cierpienia.
Przyciąga transparentnością
i zatopieniem w marzeniach.
Bo czasem istnienie tak boli,
chcesz już zakończyć to wszystko,
lecz wstajesz i uciekasz,
gdy śmierć już jest całkiem blisko.
Bo czasem chcesz już odpocząć
i walkę nierówną zakończyć.
Chcesz nie czuć, nie płakać, nie krzyczeć
i ciało swe z ziemią połączyć.
Lecz wciąż coś Cię tu trzyma,
tchórzostwo czy raczej odwaga?
I dusza wraz z ciałem ponownie
z tym wszystkim musi się zmagać.
Odradzasz się niczym feniks,
martwy, a jednak znów żywy.
Istniejesz choć od środka
pożera Cię płomień dotkliwy.
Życie Cię pali, uwiera,
tłamsi, przygniata, parzy.
Lecz trzymasz się go tak mocno
i nie przestajesz marzyć.
Marzenia to pułapka
czy słodkie wybawienie?
Ile wszak możesz czekać
na swych marzeń spełnienie?
Idziesz dalej, powoli,
obity przez troski, problemy.
Przez trudne doświadczenia,
których tak w życiu nie chcemy.
A każda wygrana bitwa
z własnymi słabościami
przytwierdza Cię jeszcze silniej
istnienia korzeniami.
Zdjęcie pochodzi ze strony: https://ohme.pl/lifestyle/szybko-skutecznie-zadbac-o-radosc-zycia/