Witajcie Kochani.
Temat na tego posta podsunęła mi pewna dyskusja na Facebooku, w której miałam okazję uczestniczyć. Wprowadzając Was króciutko w tematykę - chciałam dowiedzieć się, co pociąga niektórych ludzi do sięgania po twarde narkotyki, ponieważ ja tego nie rozumiem. I rzeczywiście tak jest - nie rozumiem ich sposobu myślenia i postępowania.
Nigdy nie zażywałam żadnych narkotyków, ale nie uważam się przez to za osobę lepszą od innych, nie oceniam osób biorących tego typu substancje, nie poniżam, nie uważam ich za kogoś gorszego czy głupszego niż ja. Natomiast to nie zmienia faktu, że nie rozumiem jak można sięgać po ciężkie, twarde, niebezpieczne narkotyki całkiem ŚWIADOMIE, czyli wiedząc, że od jednorazowego zażycia można się bardzo uzależnić, jakie zmiany zachodzą wówczas w mózgu, jakie ryzyko, prawie natychmiastowe mogą stanowić dla zdrowia. I nie widzę nic dziwnego w tym, że tego nie rozumiem. Nie widzę absolutnie nic nietypowego w tym, że niezrozumiałe jest dla mnie sięganie po coś, co z dużym prawdopodobieństwem może mi zrujnować następnego dnia życie.
Nie mówię, że jestem święta i że nigdy nie sięgnęłam po żadną używkę typu alkohol czy papierosy. Natomiast nigdy nie sięgnęłam po coś, co wiem, że kolejnego dnia mogłoby mnie już silnie uzależnić, a jeszcze kolejnego mogłabym przedawkować i trafić do szpitala albo domu pogrzebowego. I nie sprowadzam każdej używki do jednego poziomu, nie wrzucam też wszystkich uzależnień do jednego worka.
Nie jestem idealna, w życiu podejmowałam różne decyzje, wiele z nich było nietrafionych i też popełniałam błędy. Wiele błędów. Bardzo wiele. I sięgałam po używki. Ale gdyby ktoś mi zaproponował kokainę czy heroinę (tak naprawdę to jakiekolwiek narkotyki) to powiedziałabym "nie". I sama też bym ich nie szukała. I tak też było. Odmawiałam i nie szukałam. Niezależnie od powagi problemów. Ale nie dlatego, że uważam się za kogoś lepszego i silniejszego od innych, że ja nie mam słabości tylko dlatego, że twarde narkotyki po prostu kłócą się dla mnie z... chęcią i wolą życia oraz wiążą się z lękiem, że po prostu mi się za chwilę coś bardzo złego po nich stanie. Jeśli wiem, jak działają to wiem też, że za kilka dni mogę się nie obudzić jak tak sobie kilka razy je zażyję i przedawkuję. I ciężko jest mi zrozumieć jak bardzo można ryzykować swoje życie, żeby spróbować tego typu substancji BĘDĄC ŚWIADOMYM jej oddziaływania (bo jeśli ktoś na przykład nie wie, że od zażycia kokainy tylko jeden raz można się już realnie uzależnić albo że od tzw. krokodyla z ciałem dzieje się masakra, mięso oddziela się od kości, ciało gnije jak u nieboszczyka, albo że od flakki człowiek zachowuje się jak zombie itd. to jest to zupełnie inna sprawa, ja mówię o przypadkach, kiedy jesteśmy świadomi szybkich i tragicznych w skutkach konsekwencji zażycia danej substancji, a mimo to decydujemy się jej spróbować).
Nie wiem czy niektórym ludziom wydaje się, że ich to jednak nie dotyczy, tzn. że się nie uzależnią, myślą, że to tylko słabi się uzależniają a oni nie, że im to nie zaszkodzi czy może w jakiś sposób lubią ryzykować w życiu, lubią adrenalinę czy brali wcześniej inne narkotyki i wtedy się sięga po coraz silniejsze, szuka się coraz silniejszych wrażeń, nie wiem. Ale chciałabym zrozumieć. Bo zrozumienie otwiera drzwi do rozwiązania różnych problemów, poznania siebie i innych ludzi, świata.
Ludzie sięgają po różne używki przede wszystkim, żeby odreagować, odstresować się, zapomnieć o problemach, czasem z chęci spróbowania jak to jest, czasem pod wpływem otoczenia. I to jest dla mnie jasne. Natomiast trudno jest mi zrozumieć te motywy w przypadku sięgania po narkotyki naprawdę niebezpieczne, mając tę świadomość, że mogą one zrobić bardzo szybko masakrę z naszego mózgu i generalnie naszego ciała oraz umysłu. Inaczej traktujemy coś wiedząc, że dana substancja generalnie jest uważana za niezdrową, szkodliwą i może nam zaszkodzić za ileś lat (lub nie), a w przypadku jej częstego zażywania może nas uzależnić zaś trochę inaczej wiedząc, że już jedna dawka może nas kosztować zdrowie albo może nam do reszty zrujnować życie. W takim wypadku chyba nie bierze się kokainy czy heroiny, krokodyla czy innej substancji ciężkiego kalibra "jedynie" w celach zagłuszenia bólu, odcięcia się od problemów, zapomnienia czy chęci spróbowania albo zaszpanowania przed znajomymi, bo to jest po prostu igranie ze śmiercią. I nie chodzi tu o skutki na dłuższą metę tylko prawie natychmiastowe. Tak więc nie potrafię zrozumieć do końca, dlaczego niektórzy sięgają po narkotyki silnie oraz szybko uzależniające. Chcą sobie pomóc czy szybciej się do końca już dobić? Albo mają skłonności autodestrukcyjne? Czy mają tak ogromne życiowe problemy, że jest im wszystko jedno?
Dla jasności - nie popieram generalnie żadnych narkotyków, czy to twardych, czy to miękkich. Natomiast rozumiem, że czasem pewne okoliczności skłaniają do sięgania po jakiś narkotyk, tak samo jak po papierosy czy alkohol. Jednocześnie nie rozumiem, dlaczego ktoś świadomie wchodzi w te twarde, które dość szybko mogą go bardzo dużo kosztować. Bo wraz z wzięciem pierwszej dawki często kończy się życie, a zaczyna się piekło na ziemi. I to już przeżyła niejedna osoba. A mimo wszystko ludzie wchodzą w to nadal. Nie rozumiem ich motywów postępowania - są tak bardzo załamani i zdesperowani? Nie dowierzają, że to na nich też tak zadziała? Nie mają dostępu do słabszych narkotyków, więc wezmą jakikolwiek nawet kosztem swojego zdrowia i życia? Jak brali słabsze to chcą albo czują potrzebę spróbować mocniejszych, puszczają wtedy hamulce?
Ktoś może powiedzieć - jak możesz się wymądrzać skoro nigdy nawet nie próbowałaś? Otóż dla mnie nie jest to wymądrzanie się tylko normalne ludzkie pytania i wątpliwości. Zastanawia mnie jak działa ludzka psychika, również i moja. Jest to moim zdaniem szalenie ważna tematyka, zwłaszcza w czasach, kiedy na świecie jest coraz więcej problemów związanych z emocjami. Mam oczy i uszy. Widzę i słyszę, co się dzieje z ludźmi, jak staczają się na dno w błyskawicznym tempie, jak umierają, jeśli ich bliscy nie zabiorą ich na fachowe leczenie, a mimo wszystko kolejne osoby decydują się na spróbowanie kokainy, heroiny czy czegoś tam innego.
Czasem słyszę, że alkohol i nikotyna też mogą zrujnować zdrowie, a nawet życie. OK. Zgadzam się z tym. Natomiast chodzi też o tempo i prawdopodobieństwo, w jakim to robią lub mogą robić, raczej nie zrobią tego po kilku razach czy nawet po jednym. A kokaina czy heroina są w stanie ściągnąć na samo dno szybko. Dlatego sięganie świadomie i dobrowolnie po tego typu substancje wiąże się dla mnie w jakiś sposób również z dobrowolną rezygnacją z życia i uczuciem obojętności, zakładaniem sobie samemu pętli na szyję, zgodą na śmierć. To trochę jak podpisanie cyrografu - dobrze, zaraz Ci oddam moje życie tylko daj mi najpierw na chwilę zapomnieć i odlecieć. Bo generalnie chyba nie bralibyśmy inaczej do ust czegoś, co wiadomo jakie ma konsekwencje w szybkim tempie. Ktoś może regularnie palić papierosy i pić alkohol (sama znam osobiście takie osoby) przez prawie całe swoje życie i żyje długo i w całkiem niezłym zdrowiu. Natomiast nie jestem pewna czy tak samo jest z osobami zażywającymi regularnie ciężkie narkotyki. Chyba nie. Więc dla mnie uzależnienie np. od papierosów, alkoholu, jedzenia w ogóle jest ciężko porównać z uzależnieniem od twardych narkotyków, nawet już same motywy sięgania po nie. Skala oraz tempo spustoszenia jakie sieją jedne i drugie są nieporównywalne. Osoby sięgające na przykład kokainę jeśli wiedzą jak działa na człowieka to muszą chyba choć trochę zdawać sobie sprawę, że za tym pierwszym razem już mogą w to wpaść na dobre i się to dla nich może szybko źle skończy. Czy nie? I mimo wszystko biorą. Nie znam sposobu myślenia tych osób, ale chciałabym poznać.
Krótko mówiąc - alkohol czy papierosy nie są w stanie tak szybko zawładnąć wolą człowieka, jego zachowaniem, myśleniem, odczuwaniem jak niektóre narkotyki (i generalnie w ogóle nie są w stanie w takim stopniu). Oczywiście nie oznacza to, że papierosy i alkohol są dobre, nieszkodliwe i że usprawiedliwiam korzystanie z tych używek. Tak nie jest. Po prostu nie są tak niebezpieczne w tak szybkim tempie. Ale niektóre dragi są i to migusiem. Mimo wszystko ludzie próbują ich, oddając dobrowolnie siebie samych na tacy losowi. I dlatego się pytam - z jakiego powodu? Co takiego posuwa ich do tego, że oddają samych siebie z własnej woli, żeby spróbować choć wiedzą, jakie najczęściej są tego skutki?
Nie przekonuje mnie argument, że skoro mnie to wszystko nie dotyczy to nie powinnam się wtrącać. Nie przekonuje mnie też zasłanianie się tolerancją - że każdy niech żyje zgodnie z własnym sumieniem, a mnie to nie powinno interesować, i żeby dać żyć innym ich własnym życiem. Bo w tej chwili może w tym momencie mnie to nie dotyczy, ale może kiedyś będzie dotyczyć kogoś z moich przyjaciół, znajomych czy z rodziny. A może i mnie, któż to może wiedzieć. Na świecie jest wiele problemów, trudności i zła. I ja na przykład chciałabym wiedzieć więcej choćby w temacie narkotyków. Żeby sama w to nigdy nie wpaść i by móc pomóc w razie czego również moim bliskim. Nie ukrywam, że interesują mnie również różne mechanizmy i motywy, którymi kierują się ludzie w życiowych problemach, trudnych sytuacjach. Po prostu jestem otwarta na świat, ciekawa go, trochę się też boję wielu rzeczy na tym świecie, a wiedza na ich temat sprawia, że czuję się nieco pewniej i bezpieczniej.
Faktem jest, że często nie potrafię się wyrazić, ująć dobrze w słowa tego, co myślę i czuję. Niestety, ale nie mam zbyt wielu okazji do interakcji i rozmów z innymi osobami. Czasem mam nawet problem wyrazić sama przed sobą w postaci słów to, co czuję. Stąd czasami moje wypowiedzi mogą być błędnie interpretowane przez niektóre osoby. Powiem tylko, że nie łatwo jest być sama ze sobą od tylu już lat i mieć prawie zerowe kontakty z otoczeniem.
Można mnie krytykować za mój sposób myślenia czy wyrażania się natomiast nie sprawi to, że się w jakiś sposób zmienię pod tym względem i że nie będę zadawać różnych pytań, jeśli nie znam na nie odpowiedzi, a chcę je poznać, ponieważ nie uważam, że w ten sposób kogoś krzywdzę czy w ogóle robię coś złego, nigdy nie wyrażam się niekulturalnie czy poniżająco. I choć czasem może moje wypowiedzi czy pytania są wyrażone trochę nieudolnie to nie spowoduje to, że przestanę pytać.
Jak każdy człowiek nie jestem doskonała. Natomiast chcę się rozwijać, wiedzieć więcej, poznawać więcej, uczyć się. Jeśli czegoś nie wiem a mnie to interesuje to po prostu chcę wiedzieć i tyle. W przeszłości byłam osobą, która bała się dopytać o coś, ba, która w ogóle bała się pytać! Milion razy się zastanawiałam, jak i co powiedzieć, żeby przypadkiem kogoś nie urazić. Kiedy ktoś się ze mnie wyśmiewał, szydził ze mnie za moim plecami, a do mnie uśmiechał się w twarz, bo czegoś ode mnie chciał (i takie sytuacje zdarzały się często, choćby z tego powodu, że zawsze byłam bardzo dobrą uczennicą a potem studentką i byłam postrzegana przez wiele osób jako nudny kujon) to gdy się o tym wszystkim dowiadywałam lub przypadkiem sama to usłyszałam, zagryzałam zęby i udawałam, że wszystko jest w porządku. Ale te czasy już minęły. Przestałam przepraszać za to, że żyję i za to jaka jestem bądź nie jestem. Wystarczająco długo byłam wyśmiewana, odtrącana, ignorowana w życiu. To, co przeszłam wzmocniło mnie. I w końcu zaczynam choć trochę lubić i doceniać siebie. Powolutku. Choć nie zawsze mi się to udaje.
Asia cicha, niepewna siebie, zawsze przytakująca, zawsze zgadzająca się ze wszystkimi, nie mająca swojego zdania, bojąca się z kimś nie zgodzić, nie potrafiąca się bronić odeszła w siną dal. Zbyt wiele mnie w życiu to kosztowało. Nie chcę tak dalej. I nie mogę.
Oj, trudny ten post był dla mnie, ale też, wydaje mi się, że mogliście mnie trochę lepiej przy tym poznać. Bo też tak naprawdę to nawet moi znajomi wiedzą o mnie mało.
Na koniec ciekawe filmiki na temat narkotyków, polecam obejrzeć.
https://www.youtube.com/watch?v=msrq41lSQwo
https://www.youtube.com/watch?v=mq3GiR5PLrk
https://www.youtube.com/watch?v=Vh5dHDvIWg8
Z serdecznością dla Was Kochani,
Asia
Zdjęcie pochodzi ze strony: https://wiadomosci.onet.pl/slask/katowice-gang-przemycal-narkotyki-jest-akt-oskarzenia/rezjwdc